Spacerkiem po


Plac Wolności

Jan Kowalkiewicz

Opatówek jest szczególną miejscowością. Myślę, że nie ma równej sobie. Natura obdarzyła go bogatą roślinnością. Są lasy, łąki, zadrzewienia, ukształtowanie terenu bardzo urozmaicone. Mamy swoje góry tzw. "Wądoły". Płynie rzeczka, ostatnio bardzo leniwa i zarośnięta, ale bywały lata, że była groźna, bo i drewniany most zabrała.

Sięgając pamięcią wstecz, zapraszam na spacer po ulicach Opatówka. Dla pięćdziesięciolatków będą to zapewne wspomnienia zdarzeń i wydarzeń widzianych oczami dorastającej młodzieży, dla znacznie młodszych może kawałek historii.

Przebudowa drogi z Kalisza do Łodzi jeszcze w czasie okupacji, zmieniła układ komunikacyjny rynku. Nie ma już pomnika Józefa Piłsudskiego. Pozostał jednak po nim ślad - rozłożysty dąb. Korona jego jak na ten gatunek drzewa nietypowa. U schyłku wojny główny jego pień został ścięty pociskiem.

Wiosną 1948 r. z inicjatywy nauczycieli i kierownika szkoły rozpoczęto zadrzewianie ulic. Te okazałe lipy mają już 43 lata.

Wiosną 1948 r. dokonano ekshumacji zwłok żołnierzy radzieckich, którzy polegli w walce z niemiecką jednostką pancerną w 1945 r. Dla nich urządzono mały cmentarz na trawniku (dzisiaj jest tu pomnik o klomb). Mogiły poległych ogrodzone były niskim drewnianym płotkiem. Tuż przy wejściu umieszczono dwie na zielono pomalowane wieżyczki w kształcie ostrosłupa z czerwonymi gwiazdami na ich wierzchołkach. Pamiętam tych kilka dni kiedy to fetor unosił się po całym Placu Wolności. Wychowawczyni naszej klasy Maria Jaśkiewicz zabroniła nam wychodzenia na ten czas z domu. Wykonawcą tych ziemnych prac była grupa mężczyzn, z których najczęściej wymieniano p. Kocembę. Po zakończeniu tych robót 18 kwietnia uformowano pochód i trumny przewieziono na katolicki cmentarz (po prawej stronie od furtki). Pochód prowadził mój ojciec Kazimierz Kowalkiewicz - ówczesny Komendant OSP.*

Plac Wolności był zawsze dla Opatówka centrum handlowym i miejscem najważniejszych uroczystości i wydarzeń. Handlowali prywatni sklepikarze, rozrastała się spółdzielnia "Samopomoc Chłopska". Dla tych pierwszych czasy były nienajlepsze. Sklepy upadały finansowo i były likwidowane. W pobliżu "Preparandy" był sklep tekstylno-odzieżowy p. Marii Kowalkiewiczowej. Jeszcze dzisiaj kilka pań nosi futra kupione w tym sklepie.

Artykuły spożywcze kupowaliśmy u p. Zenona Nowickiego lub w "Spółdzielni". Oba te sklepy znajdowały się w bloku (duży budynek pofabryczny znajdujący się w południowej części placu). W budynku tym sklepy zmieniały branże, zmieniali się ich właściciele. Była tu fryzjernia p. Hieronima Kelera, restauracja p. Stanisławy Ściesiek, zakład fotograficzny p. Zbigniewa Kantorskiego i sklep pasmanteryjno-tekstylny p. Leokadii Wiewiórkowskiej. Z czasem monopolistą stała się "Samopomoc Chłopska". Wszystkie lokale w bloku były pod jej szyldem: restauracja, sklep spożywczy, tekstylno-pasmanteryjny i obuwniczy. Dobre zaopatrzenie w obuwie tego ostatniego znane było w całym powiecie. Zjeżdżały tu całe rodziny, aby wybrać najmodniejsze fasony butów. Była to: "Pasja pana Adama" - wytrawnego handlowca i fachowca w tej branży. Pod takim tytułem był artykuł w jednej z gazet o panu Adamie Radasiu.

Wydarzeniem lat 60. na miarę awansu wsi do rangi miasteczkowej było otwarcie kawiarni - "Pod Zajączkiem". Na początku podawano tam nawet wiedeńskie śniadania. Była fontanna i parkiet do tańca. W sobotnie wieczory na dansingu przygrywała orkiestra p. Zygmunta Wolfa. O estetyczny wygląd i przyjemną atmosferę zabiegały pani Maria Dziedzic i pani Marta Suchorska.

Restauracja GS-owska kierowana przez Stanisława Rogozińskiego zawsze miała komplet gości. Prawie każdego niedzielnego poranku w karnawale stałym gościem był akordeonista kapeli p. Gil. Zmęczony całonocnym graniem siedział przy stole drzemiąc z instrumentem na piersiach i spijał herbatę. Herbata była wzmacniana kieliszkami wódki, którą częstowali goście restauracji w zamian za grany kawałek przeboju. Restauracja słynęła z pysznych mielonych kotletów. Często siedząc na ławkach przy klombie kupowaliśmy kotlety zapakowane w papierową szarą "tytkę".*

Swoisty charakter miała restauracja Bolesława Szalińskiego w narożnikowym budynku ulic Łódzkiej i Placu Wolności (3 Maja). Przedwojenne gabloty, bufet, stoliki, zapach piwa i ściany z porożami jeleni i łosi stwarzały swoisty nastrój.*

Po drugiej stronie placu był sklep tekstylny GS-u. Z czasem ustąpił miejsca Kasie Stefczyka, Kasie Zapomogowo-Pożyczkowej później Bankowi Ludowemu. Po tym lokalu nie ma już śladu.

W budynku p. Hieronima Wrocławskiego było wejście z ulicy do fryzjerni p. Kazimierza Marcinkowskiego.

Nieco dalej były dwa zakłady GS-u: masarnia ze sklepem i piekarnia. Pan Łosiak w parterowym budynku miał warsztat naprawy rowerów. Dalej w domu Gillerów zaraz po wojnie była restauracja p. Marii Nawrockiej, później zakład szewski, fryzjernia, a obecnie kawiarnia GS-u. Niewielu już chyba pamięta, że w tym budynku, w drugim jego skrzydle był punkt skupu owoców.

Już w latach 50. mieliśmy kiosk z gazetami. Najpierw ustawiono go na skraju trawnika, tu gdzie obecnie jest przystanek PKS-u. Pani Nawrocka nie pozbyła żadnego klienta. Można było nawet za 15 groszy kupić jednego "sporta" i to z małej paczki. Z czasem kiosk przeniesiono i zlokalizowano przy dębie. Tutaj też znajdował się przystanek autobusowy PKS.

Plac Wolności, jak wcześniej już wspomniałem, był świadkiem wielu wydarzeń i uroczystości. Nie sposób wymienić wszystkich. Można byłoby poświęcić im osobną publikację.

Były manifestacje 1-majowe i uroczystości 3 Maja. Odprawiana też była msza święta polowa w dniu odsłonięcia pomnika w hołdzie poległym i pomordowanym w walce o niepodległość ojczyzny.

Na zakończenie spaceru zatrzymajmy się jeszcze przy budynku byłej biblioteki. Tutaj mieściła się przez wiele lat świetlica. Pan Zdzisław Zawadzki - jej kierownik nie liczył swoich godzin pracy. Był przyjacielem młodzieży i doskonałym gawędziarzem. Właśnie w świetlicy zawiązała się "Kapela Ludowa", której dyrygentem był pan Jan Trzęsała. Kapela brała udział w centralnych dożynkach w Lublinie, Poznaniu i Szczecinie. Mieszkańcom Opatówka przygrywała na okolicznościowych uroczystościach, koncertach i zabawach ludowych.

Spostrzeżenia ze spaceru byłyby niepełne gdybyśmy nie zauważyli nowych domów wybudowanych w okresie 40-lecia. A są nimi: dom p. Lucyny Sieradzkiej, budynek Urzędu Gminy, p. Józefa Stępniewskiego, p. Zygmunta Łosiaka i p. Wojciecha Jaskuły.


* - Jan Kowalkiewicz, przypis marzec 2004


"Opatowianin", luty 1992



Data utworzenia: przed 2009-01-01
Data aktualizacji: 2009-10-01

Najpopularniejsze

Brak osbługi Flash lub Javascript w Twojej przeglądarce.

Przeglądaj TAGI

Mapa strony