Stefan January Giller


Testament Żółkiewskiego

podług autografu wielkiego hetmana


Zawsze w pamięci każdego człowieka
Ma stać przytomnie: niepewność godziny,
śmiertelność ciała i ów co nas czeka
Sąd Boski, straszny na żywota winy.
Toż i ja pomny ludzkiej nędzy zmiany,
Tem więcej teraz, gdy wyruszam w pole
I radbym śmierci słodkiej z bisurmany
Tu mą ostatnią daj poznać wolę...
Abym przed grobem - jeno zdeptać wroga,
A nie miał innej sprawy ze żywemi,
A zaś po śmierci - abym się ku ziemi

Już nie oglądał, gdy pójdę przed Boga.
Małżonko moja, najmilejsza, wierna!
Bogu cię zalecam ze spólnemi dziatki
Żebrząc by ręka Jego miłosierna
Nie opuszczała moich sierot matki.
Byłaś wżdy cnoty pełna białogłowa,
Pewienem przeto, że nad mym popiołem,
Z wstydliwem, czystem i bez skazy czołem
Stać będziesz jasna, jak zakonna wdowa,
Do porównania z gromnicą wspaniałą,
Co ciemnych grobów pociechą jest całą!

Żywot małżeński spędziliśmy razem
Jak dzień pogodny, jak jeden - tak właśnie.
Proszę, po zgonie, gdy spocznę pod głazem -
Pamiątka moja, nich w Tobie nie gaśnie,
W żałoby wdowiej niech nie więdnie cieniu...
Dziateczki lube miej w czułem baczeniu.
Niechaj to wzrasta, jak pod słońcem w Maju.
Hoduj te płonki dla Boga i kraju,
Wszystkich spraw innych odbiegłszy z ochotą -
Boć najprzedniejszy owoc ludzkiej pieczy:
Syny i córy, gdy zapłoną cnotą.
Za fraszkę chwała wszystkich innych rzeczy!
Jeszcze ci jedno do serca zlecenie
Małżonko kładę. Zrobiłem legata
I leżą już tam a wzgórku kamienie
Pod kościół, co miał stanąć tego lata.
Wybuduj ty go ze szpitalem razem,
Marmurem, złotem, srebrem i żelazem
Opatrz obficie - niech krzepko i świetnie
Stanie na ziemi a wieżą prze chmury
I z Panią naszą wzbija się w lazury!
Kosztu nie żałuj. Bóg powróci setnie
I duszy może da losy łaskawsze...
Wszem zaś potomnym jakich bądź doczeka,
Ma mur ten świadczyć, od wieka do wieka,
Że żołnierz polski trzymał z Bogiem zawsze.

Ciebie też moja córeczko Kasieńko,
Starą hetmańską błogosławię ręką
Nie bez łzy w oku, a w której się mieści
Tren ciężki wszystkiej ojcowskiej boleści!
Bo jeśli jakie miałem tu ja swoje
Rozkosze rajskie i niebieskie śmichy,
To chyba z tobą anielątko moje!
Rośnij więc zdrowo na wszystkie pociechy
Ojczyzny, Matki i przyszłego męża.
Niech Bóg nad tobą swą łaskę rozmnoży.
Ćwicz się w pokorze i bojaźni Bożej.
Pomnij, że Pana starła głowę węża,
Że prawa polka święta białogłowa.
A teraz do cię już ostatnia mowa
Janie! Mój synu! Gdy rękę podnoszę
I na twej głowie składam krzyża znaki,
O jedno tylko Pana Boga proszę:
Aby prostował życia twego szlaki,
Bo tylko prosta - jest uczciwych droga,
A choć w zawałach twarda i uparta,
Zawszeć to jedna, co wiedzie do Boga,
Inne, acz lżejsze, prowadzą do czarta.
Tej się więc prostej trzymaj zawsze drogi.
Przy wierze, królu, podobien opoce
Stój, a nie chwiej się, nie ustępuj z nogi,
Choćby cię parły wszystkich piekieł moce!
Przyjdzieli na harc - miej serce mężnego
I idź przed znakiem, naprzód w Imię Boże!
Byś też i poległ, to osobliwego
Nic przy tem więcej spotkać cię nie może.
Ginąć za wiarę, słodko i poganom,
Ale już rozkosz czysta chrześcijanom.
Życie ma walor a i śmierć, zaiste!
Kiedy otwiera bramy wiekuiste.

Pamięć spraw dobrych, na cnoty zadatek
Zostawiamć w spadku a nie rejestr długi
Kluczów i włości - choć i tych dostatek
Miałem i swoich i z krwawej wysługi.
Wszakże na ciągłą potrzeb pospolitą
Szły me intraty i (mówię bez pychy)
Część mienia dałem wcale znakomitą,
Tak, że z fortuny szmat tam został lichy...
Ale mi nie żal! Bom zawżdy rozumiał,
Że grosz dla kraju - to na lichwę datki
W Boską skarbonkę, a wreszciem nie umiał
Odróżnić od swych - potrzeb wspólnej Matki.
Radzęć i tobie taki dóbr szafunek,
Bo łatwy z niego przed Bogiem rachunek.

Ten najszczęśliwszy, kto rzucił swe zwłoki
W krwawy kurz bitwy na czasy wieczyste!
Toć mauzoleum nad wszystkie, zaiste!
Gdzie puchem - piasek, kotarą - obłoki.
Pewnieć mi takie nieśmiertelne łoże
Byłoby drogi i z serca go życzę.
Lecz niezbadane są wyroki Boże!
Wic co pogrzebu ciała mego tycze,
Proszę cię synu, nie czyń duszy sromu!
Nie wodź tych koni, tych hajduków tłumie...
Jeżeli umrę w pokoju i w domu,
To złóż me kości w prostej, czarnej trumnie,
I chowaj w ciszy, z powagą, dostojnie;
Lecz gdybym głowę położył na wojnie,
Wtedy nie kirem, ni płaszczem żałoby,
Ale mnie obrzuć całego szkarłatem...
I nie dla dumy, ni pysznej ozdoby,
Nie! nie dla pompy tam marnej przed światem!
A na radości znak - żem mógł obfitą
Dać krew za wiarę i Rzeczpospolitą,
Tak ja z świata chcę iść w ojców groby
I w tej koszulce czekać zmartwychwstania.
Chwała bądź Trójcy w godzinie skonania!
Amen.

Stało się! Stało. Cecoro struchlała
Widziałaś głowę odciętą od ciała,
Głowę hetmańską, szlachetną, sędziwą.
Widziałaś wbitą na zniewagi włócznię,
Widziałaś motłoch - jak śliną zjadliwą
I wściekłym wrzaskiem plugawił wciąż hucznie
Sierotę siwą wlokąc do Cargrodu...
Kędy na haku, w pałacu sułtana
Resztką siwizny, u sklepień obwodu
Zawisła spluta, pocięta, krwią zlana,
Jak potwór straszny, dla Stambułu stróża,
Dla nas - jak pełna, jak męczeńska róża.



Data utworzenia: przed 2009-01-01
Data aktualizacji: 2009-01-01

Najpopularniejsze

Brak osbługi Flash lub Javascript w Twojej przeglądarce.

Przeglądaj TAGI

Mapa strony